"Dnia dwudziestego czwartego grudnia nie wolno było
dzieciom pana radcy zaglądać do salonu ani do przyległego pokoju.
Fred i Klara siedzieli skuleni w
najbardziej oddalonym kąciku mieszkania i zrobiło im się nieswojo,
kiedy zmierzch już zapadł, a świateł, jak to się zwykle działo
w dniu wigilii, nie wnoszono. Fred zwierzył się szeptem swojej
siedmioletniej siostrzyczce, że już od rana słyszał dobiegające
z zamkniętych pokojów szmery i lekkie pukanie, a ciemna postać,
która przed chwilą przemknęła przez sień, to na pewno ojciec
chrzestny.
Ojciec chrzestny Freda i Klary, sędzia Droselmajer, nie był pięknym
mężczyzną. Niski, chudy, twarz miał pooraną głębokimi zmarszczkami, a
prawe oko zasłonięte wielkim czarnym plastrem. Na domiar złego był
zupełnie łysy i pragnąc to ukryć, nosił śliczną, kunsztownie wykonaną
białą perukę ze szkła. Mimo tych braków był on jednak niezwykłym
człowiekiem. Przede wszystkim doskonale znał się na zegarach, a nawet
sam umiał je sporządzać.
Odpowiedzi przysyłajcie na adres: biblioteka42@interia.eu